Różnica między pomnikiem Jezusa z Rio a pomnikiem Jezusa ze Świebodzina jest taka, że nas na Jezusa nie stać. Nie mówię o tym, kto i z czego ten pomnik finansuje. Bo parafianie ufundują, choćby i nie mieli z czego czynszu zapłacić. Jak się który od pomysłu odżegna, to go ksiądz piekłem postraszy i parafianin w końcu do Providenta pójdzie, a datek da. Problem polega na tym, że nie stać nas na takiego Jezusa kulturowo. Jezus z Rio, jak na niego spojrzeć w odpowiednim świetle, jest wisienką na brazylijskim torcie. Christo Redentor góruje nad miastem grzechu i ma na to pozwolenie papieża. A nawet dwóch. Copacobana? Gorące laski w bikini? Proszę bardzo. Gangi narkotykowe? Seks? Karnawał? Piłka nożna w ekskluzywnym, brazylijskim wydaniu? Nie ma sprawy. Założę się, że nie ma osoby, której na wspomnienie Rio nie jawi się przed oczami klasyczny obrazek: widok pomnika z lotu ptaka, a zaraz potem ujęcie zalanych słońcem ulic miasta. Seksowne, opalone kobiety przechadzają się szerokimi chodnikami, zniewalająco przystojni mężczyźni jeżdżą kabrioletami, starzy ludzie grają w gry o sobie tylko znanych zasadach, dzieci budują zamki z piasku, a gangsterzy wymachują pistoletami. Wszystko skąpane w żarze tropików i polane egzotycznym drinkiem. Christo Redentor stoi sobie nad tym wszystkim z rozpostartymi ramionami. "Welcome to the party. Thanks for coming. Bar-room is on your left... and right" mówi Pan. Tamten Jezus nawet stoi na górze, której nazwa brzmi Garbus. Jakby Brazylia rzucała światu: "Tak, doskonały Jezus wita was na naszej niedoskonałej ziemi, w mieście, które rządzi się swoimi prawami. Dołączcie do nas albo wypiszcie się z imprezy".
Świebodzin nie rządzi się innymi prawami, niż te, które wszyscy znamy z polskiej rzeczywistości. Nie narzekam. Wychowałam się w sąsiedztwie, najlepsze chwile dzieciństwa spędziłam dwadzieścia kilometrów na południowy zachód od nowego pomnika i są one dla mnie niezamienne. Nie mam tylko zielonego pojęcia, co jest takiego Świebodzinie, że trzeba to akcentować wielką, groteskową kopią symbolu znad Atlantyku. Pardon, zmieniam kolor z zielonego, zarezerwowanego dla soczystej Brazylii, na szary, zarezerwowany dla polskich, kulawych pomysłów. Nie da się skopiować całego świata i przenieść go do Polski. Bo żeby Polska była Polską trzeba stworzyć coś świeżego. Coś ładnego i ekskluzywnego. Nie kolejne Medjugorie, nie piramidę Cheopsa, nie Venus z Milo. To wszystko już było, Paryż jest tylko jeden, podobnie jak jedna jest Moskwa i jedno Las Vegas.
Możemy sobie kopiować rurociągi, gazociągi, jezusy, linie metra i modele szkolnictwa wyższego do usranej śmierci. Ale dopóki nie wpadniemy na coś sami, świebodziński Jezus będzie miał na głowie birthday hat, zamiast korony.
Do tego pomnika pasowałoby stwierdzenie, że zamiast wisienki na torcie, ktoś na ten tort po prostu nasrał. Ale też nigdzie nie widzę żadnego tortu...
OdpowiedzUsuńale, że w Rio tortu nie widzisz?
OdpowiedzUsuń