Przyjaciel mój zażyczył sobie urodzinowo-świąteczny prezent w postaci książki, konkretnej, palcem wskazanej. Jego życzenie spełniam z przyjemnością, bo obojgu nam dawanie sprawia ogrom radości, oboje też lubimy czytać. W dodatku zaliczamy się do wymierającego już gatunku ludzi, którzy afiszują się z czytaniem w miejscach publicznych i dla których brak czasu na kontakt z literaturą jest w prostej linii oznaką końca świata. Znając gust zamawiającego oraz pochwalając jego wybór nie mogłam książki nie przelecieć. Ostatecznie zresztą przelatywanie książek wydaje mi się być jedynym słusznym przelatywaniem, bo od książki nie oczekuje się po wszystkim, że zadzwoni, napisze albo zaprosi na kawę w najmniej trafionym momencie życia. W każdym razie przelatując po kartkach z recyklingu trafiłam na cytat swojego życia i chyba go sobie wytatuuję nad sercem, na moich fantastycznych, zachwyt wzbudzających cyckach, które nieuchronnie padają ofiarą grawitacji. Podejrzewam, że autor cytatu jest tak naprawdę kobietą albo kosmitą, bo normalnie faceci takich rzeczy nie wkładają w usta swoich bohaterów, a już tym bardziej bohaterek. Nawet jeśli jest kosmitą, to i tak chorobliwie i wściekle zazdroszczę jego żonie, która spędza życie u boku kogoś, kto rozumie jej potrzeby. Żona autora ma zresztą na imię tak samo jak ja, więc moja zazdrość jest podwojona.
Cytat mojego życia brzmi tak: "Potrzebowałam człowieka, który trzyma się przy ziemi, który jest cyniczny, ma poczucie humoru, jest stanowczy i zna swoje miejsce, a nie jest załkanym, zasmarkanym mitomanem". I nic dodać, nic ująć, proszę ja was.
Sypnęło śniegiem i śnieg ów powinien przysypać, przykryć cały brud i smród tego świata. Tymczasem jest odwrotnie. Śnieg odsłania najsłabsze punkty systemu i jednostki. Bezlitośnie obnaża wszystkie niedoskonałości, zaskakuje drogowców, pracowników dworców i lotnisk, od wybrzeży Francji aż po Nowosybirsk. Wystawia na próbę pasażerów, którzy odgrażają się niebu, którzy zapomnieli, że z naturą jeszcze nikt nie wygrał, którzy, zamiast sięgnąć po kawę i gazetę, wolą tupać nóżką w peron ze złości. Niepomni własnych słabości wytykają słabość i brak przygotowania innym. I wcale nie twierdzę, że mnie to nie dotyczy.
Śnieg staje się tłem dla rządowych absurdów. Śnieg ważniejszy jest niż polsko-amerykańskie zamieszanie wywołane artykułem w "Time". Nikt nie próbuje dojść przyczyny i istoty tego wydarzenia, bo wydarzenie dzieje się na tle polskiego śniegu, a nie afgańskiego słoneczka. Biały puch jest kontrastem dla czarnoskórego posła, którego media wskazują paluchami, bo niby jest dobry i pełen szczerych chęci, ale tak naprawdę informacje tytułują w wielkim skrócie słowami "Czarny w Sejmie". Czarny jest z Nigerii, więc siłą rzeczy śniegu nie widział. Oto obnażono jego pierwszą słabość. Uwaga! Nie widział śniegu, a więc nie nasz, długo nie pociągnie. Śnieg demaskuje również Ludwika Dorna i jego metody walki z mrozem. Śnieg bezczelnie kompromituje nas samych, bo to właśnie przez śnieg w zeszłym tygodniu powstał korek-gigant na północy kraju. I to przez śnieg ludzie bezinteresownie nieśli pomoc innym ludziom, a media uczyniły z tego wydarzenie historyczne. Podobną rangę zyskał telefon nastolatka, który wezwał karetkę pogotowia do zaczadzonej matki. Przez śnieg i mróz włączyła piec gazowy, nieszczelny, rzecz jasna. Przez śnieg i mróz należało całej Polsce przypomnieć o obowiązku ratowania życia i niesienia pomocy. To śnieg spowoduje, że za cztery dni będziemy się obżerać i opijać, bo na dworze zimno i się wychodzić nie chce, więc może tak karpika...
To przez śnieg wyszło na jaw kłamstwo mojej sąsiadki, która grożąc mi wezwaniem policji krzyczała, że nie życzy sobie żadnych imprez, bo ona co rano, bladym świtem wstaje do pracy. Przyłapałam ją dziś wczesnym popołudniem na radosnym, leniwym odśnieżaniu.
Wreszcie to śnieg jest katalizatorem wszystkich tragicznych zachowań. To on sprawia, że zamarza mi mózg, że nieodpowiedni, niewinni ludzie padają ofiarą mojej zmrożonej na lód cierpliwości. To śnieg wywołuje gwałtowną potrzebę ocieplenia stosunków. To przez niego ludzie zadają pytania o to, dlaczego nie ocieplam z kimś konkretnym i wydaje im się, że to z lenistwa, zwykłego zimowego niechciejstwa albo z wybredności. Tymczasem najgorzej jest jak się komuś coś wydaje, a śnieg jest właśnie złudzeń generatorem z jednej, a mózgu zamrażaczem z drugiej strony.
To śnieg podsuwa mi pod nos armię bałwanów, początkujących alkoholików, ślepych grafomanów, frajerów, mitomanów i innych, którzy kończą się na "-ów", którzy bezradnie brodzą w zaspach po kolana. Wytatuuję więc sobie cytat życia i aż do roztopów, mimo śniegu i mrozu, będę nosić bluzki z głębokim dekoltem. Żeby nikt nie miał wątpliwości.
Śnieg to po prostu wytrysk Boga. Cieszę się zatem, że kiedy dochodzi jestem na ziemi, bo będąc bliżej miałbym taki facecum, że zmywałbym go do końca żywota swego, amen.
OdpowiedzUsuń