niedziela, 26 czerwca 2011

O czasie

"Uleczy cię czas, ta wszystkożerna świnia, i staniesz się kaleką" napisał Waldemar Łysiak. Kaleką się staniesz, bo czas nie leczy do końca, nie wskrzesza, nie uczy. Czas jest po prostu. I wszystko ma swój czas. Nie trzeba być Koheletem, żeby wiedzieć, że jest pora sadzenia i zbierania tego, co zasadzone, pora rodzenia i zabijania, milczenia i mówienia, wreszcie miłowania i nienawiści. Bardzo lubię ten tekst właśnie dlatego, że salomonowa szkoła znajduje czas na wszystko. Nawet na odbieranie życia. Widzisz, czas to nie lekarz, to obosieczny sukinsyn.

I tak jest czas burzenia i czas budowania. I chociaż nie jest powiedziane, że czas burzenia jest przeznaczony na destrukcję rzeczy, które się wzniosło własnymi rękami, to po ludzku często się tak dzieje. Budujesz domek z kart, a potem ktoś cię zmusza, żebyś wyciągnął jedną z dołu i już, wszystko leży bez ładu. Ale kiedy zbudujesz mur z cegieł, a potem wyciągniesz jedną, zgadnij co się stanie? Otóż niespodzianka. Mur stoi dalej. Fenomenalne, nie?

Jest czas dawania i czas brania. Ostatecznie jedyne, na co cię w życiu stać, to dzielenie się sobą z innymi i patrzenie na efekty. Co z tego, że piszesz, skoro nikt cię nie czyta. Że śpiewasz, skoro nikt nie słucha. Malujesz, ale nikt nie patrzy na twoje dzieła. Co z tego, że jesteś z kimś szczęśliwy, skoro nikt nie widzi twojego szczęścia? Bo ono jest zamknięte w słoiku, stoi na półce w piwnicy, gdzie nikt go nie może zobaczyć, dotknąć, powąchać. No gdzie sens?

Jest czas składania deklaracji i czas świadomego ranienia słowem. Jest czas. I będzie z tobą do końca. Bo teraz ile razy pomyślisz albo usłyszysz, że "jest czas", będziesz myślał o mnie. Gwarantuje ci to performatywna funkcja języka, którą po raz pierwszy wykorzystuję w tak bezczelny sposób. Bo mogę.