poniedziałek, 17 grudnia 2012

Na zachodzie bez zmian

- Ej, Michael Jackson nie żyje - powiedział 25 czerwca 2009 roku mój brat. W mieszkaniu przy ulicy K. trwała impreza zasilana kawałkami z You Tube, kiedy któraś z otwartych witryn internetowych wypluła informację o tym, że w Los Angeles król popu oddał ducha.
- Ta, jasne, nie żyje - rzucił ktoś w iście imprezowym nastroju.
- No poważnie - zapewnił W. i wszyscy rzucili się do monitora szukając potwierdzenia w tłumaczonych na szybko newsach z amerykańskich serwisów informacyjnych. W ten właśnie sposób utwierdziliśmy się w przekonaniu, że ktoś, kto był i jest, nie zawsze będzie.
Michael Jackson był mistrzem w swoim fachu. Każda jego piosenka zaplanowana jest tak, by w słuchaczu wywoływać konkretne emocje. Jak reklamy McDonald's.

Chociaż lubię wszystkie, moim ulubionym utworem Jacksona jest Earth Song. To smutny jak przemówienie Baracka Obamy kawałek składający się z serii pytań o to, co zrobiliśmy z Matką Ziemią. I czy straciliśmy zaufanie słoni. Zabawne, prawda? Kto by się przejmował losem jedynych ssaków, które nie potrafią skakać, kiedy właśnie wyszedł nowy model super smartphone'a? Zresztą nic nie upoważnia mnie do robienia społeczeństwu wykładów na temat słoni, bo jedyne, które widziałam, to te w poznańskiej słoniarni. Śmierdzące i zajęte przeżuwaniem melonów. Naprawdę nic atrakcyjnego.

Dzisiaj najszybciej rozwijającym się krajem na świecie jest Brazylia. Nikogo nie obchodzą liczby, bo trudno je zapamiętać, więc nie ma sensu się nimi posiłkować. Poparty gorącym aplauzem całego świata rząd Brazylii zapowiedział, że w ciągu najbliższych dekad ma zamiar stać się światową potęgą. Że chce daleko w tyle zostawić Chiny, Indie, a przede wszystkim zagrać na nosie Stanom Zjednoczonym. Oczywiście ma do tego prawo, bo w końcu miarą każdej cywilizacji jest rozwój. W imię tego rozwoju każdemu obywatelowi należy zagwarantować dostęp do internetu i kilkadziesiąt metrów kwadratowych na własność. W imię tego samego rozwoju należy każdemu obywatelowi zapewnić komfort robienia zakupów w klimatyzowanych centrach handlowych, w których będą mogli nabyć tak luksusowe dobra jak t-shirty z Tajlandii i szorty z Pakistanu. Dbałość o dobro obywateli będzie się oczywiście odbywać w duchu slow motion, eco life, bio cottonlow carbon emission. W tym samym duchu powstaną obiekty sportowe i stadiony mające służyć mundialowi i igrzyskom. I w tym samym Brazylijczycy wybudują trzecią pod względem wielkości na świecie zaporę i elektrownię wodną. Energia będzie w niej produkowana w sposób najdłużej znany cywilizowanej ludzkości.

Zdarza się często, że myśl ekologiczna jest źle interpretowana. Ekologom zarzuca się stawianie dobra zagrożonych gatunków ponad dobro człowieka. Tymczasem żadna żaba, żaden żbik, ani nawet słoń nie są i nigdy nie były ważniejsze niż człowiek. Wszak nie czas żałować róż, gdy płoną lasy. Podobnie nie pora niepokoić się endemicznym gatunkiem storczyka, gdy mieszkańcy Augustowa nie mogą spokojnie przejść przez ulicę do sąsiada. I nie czas żałować amazońskich plemion, gdy koncerny mogą zarobić miliardy. Że 400 000 hektarów lasu po prostu przestanie istnieć - nic to. Że buldożery pożrą kultury, o których świat nie ma pojęcia - nic to. Że ryk maszyn zagłuszy rozpacz tubylczych plemion, które skazuje się na zagładę - nic to. Że wbicie łopaty w pierwszy z czterech tysięcy kilometrów kwadratowych ziemi dla wielu stanie się prawdziwym, zapowiedzianym przez przodków, końcem świata - nic to.

Głupi i pazerny jest człowiek. W swoim własnym imieniu ogołocił z drzew Wyspy Brytyjskie. Głupi i pazerny ten, który wyciął ostatnią akację w Dalmacji. Głupi, który przyłożył siekierę do lasów Sahary. Głupi, który w swoim własnym imieniu osuszył Jezioro Aralskie tak, że dziś po jego dnie można przejść suchą nogą. Głupi, co wypalając lasy palmowe na Borneo zmusza do panicznej ucieczki jedyne oprócz słoni zwierzęta, które, tak jak człowiek, potrafią płakać. Człowiek nie rozumie, że matka jest tylko jedna. A głupim czyni go to, że wciąż próbuje ją oszukać.

(Kończę ten list słuchając Jacksona. They dont' care about us. Teledysk dzieje się w Brazylii. To tyle).