sobota, 11 września 2010

Gazeta Jurka...

(...czyli kocham, wspieram, staram się zrozumieć. Z myślą o RM. I o sobie).

Był sobie kiedyś Jurek. Chyba tak miał na imię. A nawet jeśli miał na imię Józek albo Janek, to nie ma znaczenia. Ten Jurek miał żonę, którą przez iks lat małżeństwa codziennie strofował, że przy stole się nie czyta. Dzień w dzień, konsekwentnie i do znudzenia powtarzał wciąż to samo szanownej małżonce, która równie konsekwentnie rozpędzała się z gazetą do talerza. Kiedy Jurek umarł, rodzina pochowała go zgodnie z protokołem. Potem żona Jurka usiadła przy stole ze swoim szwagrem, bądź bratankiem i powiedziała „no, to teraz możemy sobie poczytać” i oboje się rozpłakali.

Taką historię opowiedziała mi babcia w kontekście na tyle banalnym, że już nie pamiętam, o co chodziło. Babcie jednak już tak mają, że sprzedają niebanalne teksty w banalnym oświetleniu. Ostatecznie takie jest przecież życie. Nieważne, czy żona Jurka po jego śmierci kiedykolwiek zasiadła z gazetą do obiadu, czy może już nigdy więcej nie sięgnęła po prasę w ogóle.

Jurka czytanie przy stole jest dziś moim dylematem. Jurka czytanie przy stole paraliżuje mnie i wiąże mi ręce. Proszę sobie wyobrazić tę rzeczywistość Jurka i Jurka żony. Ćwierć albo i pół wieku razem i oto codziennie jedno z nich mówi „kochanie, nie czytaj przy stole”, a drugie odpowiada „dobrze, kochanie, przepraszam, już nie będę”. Po ilu tygodniach albo miesiącach gazeta Jurka obrzydłaby mi do granic? W którym momencie poderwałabym się od stołu i wepchnęła Jurkowi tę jego gazetę głęboko do gardła?

Odpowiedź a: nigdy i w żadnym, jeśli kocham Jurka i akceptuję jego zasady, życie rodzinne i obiady bez gazet.
Odpowiedź b: natychmiast i od razu, jeśli Jurek zechce narzucić mi swoje zasady i zabroni czytać przy stole.

Na życie większości z nas, kończących studia, stabilizujących swoje plany i projekty, składać się będzie gazeta Jurka. Kredyty na mieszkania i samochody. Pierwsze komunie, śluby, pogrzeby, dziecka pierwszy dzień w szkole, parapetówka sąsiadów, dożynki gminne, rozmowy o życiu. Każdemu z tych przełomowych, epokowych wydarzeń towarzyszyć będzie tekst Jurka. „Kochanie, nie czytaj przy stole”. „Nie opieraj się o ścianę”. „Boże, jak ten czas szybko leci”. „Tak to jest”. I znów wesela, obiady, teściów wizyty, kredytów raty, z ogródkiem domy, z katalogu last minute wczasy, jeden dzień u moich rodziców, drugi dzień u twoich święta, u weterynarza kolejki, u pediatrów porady…

I w którymś momencie przyjdzie zacytować żonę Jurka. No i co?

No i fajnie. Tylko, że w moim scenariuszu nigdy nie było miejsca na gazetę Jurka. Było miejsce na ekstrawagancję. Na luksus czytania przy stole. Gazety, książki, encyklopedii nawet. Boję się dzisiaj tej Jurka gazety jak ognia piekielnego. Ale! Co ja gadam? Ognia piekielnego się nie boję wcale. A gazety Jurka – jak cholera.

3 komentarze:

  1. Czyż gazeta nie była żony? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogli mieć wspólną. Może prenumerowali "Nie", a może "Niedzielę".

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się trochę boję tego momentu wepchnięcia gazety do gardła.

    OdpowiedzUsuń