sobota, 26 marca 2011

Godzina dla Ziemi jest bez sensu

Dzisiaj o godzinie 8.30 naszego czasu w centrum Nowego Jorku zgasną oświetlenia mostów i wielkich wieżowców. Podobna sytuacja będzie miała miejsce w wielu innych miastach świata i pewnie gdybym miała telewizor, od rana oglądałabym telewizję śniadaniową z udziałem eko-celebrytów, którzy przekonywaliby mnie, że Godzina dla Ziemi (z angielskiego Earth Hour, dalej EH) ma głęboki sens i warto choćby na te 60 minut wyłączyć komputer oraz lodówkę. Gdybym miała telewizor, gadałabym do niego, że EH jest bez sensu i prędzej, czy później zarzucono by mi, że jak zwykle muszę wszystko krytykować i negować.

Z EH jest trochę jak ze ślubem kościelnym. Jedni biorą, bo chcą i wierzą w sens, inni - bo wypada. Niektórzy nie biorą, bo nie chcą, bądź nie widzą sensu. Nie widzę i ja. Pomysłodawcy EH przekonują, że świat stanie się lepszy, kiedy każdy z nas zminimalizuje ilość prądu, jaką zużywa w ciągu godziny. Hasła o oszczędzaniu energii są truizmami i wszyscy wiedzą, że należy to robić. Byłabym wdzięczna i może bardziej przekonana do pomysłu, gdyby ktoś, namawiając do udziału w EH, wspomniał o zanieczyszczeniu światłem (z punktu widzenia ekologii dość istotny problem) oraz emisji znienawidzonych przez ludzkość gazów cieplarnianych. Tak się jednak nie dzieje.

Międzynarodowe organizacje i komisje wśród których prym wiodą komisje Unii Europejskiej nakładają na producentów wszelkich sprzętów elektronicznych obowiązek umieszczania na opakowaniach informacji o ilości zużywanej przez te sprzęty energii, a co za tym idzie również informacji o kosztach ich eksploatacji. Przypuszczalnie nawet bez tych wymogów szanujący się producent raczyłby klienta taką informacją i nie czyniłby tego z sympatii do niego, ale ze zwykłej chęci pozyskania nowego nabywcy produktu. Oczywistym jest, że choć odrobinę zaangażowany w kupowanie lodówki klient zdecyduje się na taką, która zużywa mniej prądu i jest tańsza w utrzymaniu, bo finalnie tylko to będzie ją odróżniało od innej równie białej lodówki z równie szklanymi półeczkami i równie plastikowymi pojemnikami na jajka. Nasze telefony, komputery i telewizory zużywają coraz mniej energii, bo zwyczajnie pozwala na to technologia i wykorzystanie coraz bardziej wydajnych materiałów. Wyłączenie sprzętów na godzinę to żadna oszczędność, a ilustracją tego może być choćby zgaszenie energooszczędnej żarówki, która włączona i wyłączona kilkukrotnie zużyje więcej prądu, niż gdyby się miała palić przez godzinę.

Nie lubię oszukiwać siebie ani innych jeśli chodzi o sprawy związane z ochroną środowiska, dlatego też do swoich argumentów muszę dorzucić jeszcze jeden, koronny, przemawiający za tym, że EH jest pozbawiona sensu. Przeciętny konsument energii ma swoje EH codziennie. Ma nawet EH 24h/7d. Jednak kiedy wyłącza na noc telewizor, zamiast zostawiać go w opcji stand by, nie kieruje się eko-trendami, ale wysokością swojego rachunku za prąd. Przeciętny konsument energii wie jak ją oszczędzać, bo nie ma innego wyjścia. Staje przed odwiecznym dylematem "albo rybki, albo akwarium", tyle, że rybki zostają zastąpione blaskiem pięciu lamp w pustym salonie, a akwarium - zaoszczędzoną pięciozłotówką, której obecność w portfelu wynika z braku tegoż blasku w salonie. Zgaszenie świateł na moście w Nowym Jorku to kaprys, oszczędność energii w domu, w którym liczy się każda złotówka to konieczność.

EH nasuwa mi skojarzenie z pewną popularną ostatnio eko-mamą, która w poprzednim życiu była piosenkarką. Jej wielki hit "Kiedyś cię znajdę" nieoczekiwanie zaowocował tym, że znalazła eko-sposób na eko-życie. Z wielu licznych przykładów eko-życia można wyłonić kilka spektakularnych. Jej dziecko śpi w eko-kołysce podarowanej przez znajomych, czy też ściągniętej ze strychu dziadków, nosi eko-ciuszki po innych eko-dzieciach, które już z nich wyrosły i bawi się eko-drewnianymi klockami. Je eko-przeciery domowej roboty oraz jabłka z polskich sadów. Idąc tym tropem należałoby stwierdzić, że co najmniej 3/4 matek w Polsce powinno chwalić się eko-przyzwyczajeniami. Analogicznie do tego co najmniej 3/4 Polaków (i nie tylko) borykających się ze zjawiskiem "od pierwszego do pierwszego" powinno wygrawerować sobie eko-przedrostek na tabliczce z nazwiskiem.

Nie zamierzam dziś o 8.30 odcinać się od prądu, bo raz, że nie lubię siedzieć po ciemku, dwa, że mam energooszczędne żarówki, a trzy, że zapewne zechcę obejrzeć film w moim "ekologicznym" komputerze. Nie zamierzam dziś o 8.30 dołączać do grona uczestników EH. Nie potrzebuję EH, gaszę światło codziennie. I gorąco polecam myśleć. Niekoniecznie eko-myśleć.

1 komentarz:

  1. Tylko czekać na forsowanie przez zielonych dodatkowego podatku na prąd, żeby ludzie tak dużo go nie zużywali.. Podatek na afrykańskie dżungle, czy coś.

    OdpowiedzUsuń