piątek, 25 lutego 2011

Hycel - najstarszy zawód świata

Był onegdaj skecz kabaretu Dudek pod tytułem "Sęk". Sęk ów polegał na tym, że panowie nie mogli dogadać się w kwestii lasu, tartaku i psa. Z tym, że psa nie było, pies był pogrzebany. Ale to nie przeszkadzało im wciągać zwierzęcia w absurdalną, komiczną dyskusję.

Wiem, że teraz połowa społeczeństwa mnie znienawidzi, bo nie doczytawszy do końca niniejszej treści już zaopiniuje, żem okrutna i bez serca, ale ja ostatnio zastanawiam się, gdzie dziś jest pies pogrzebany. Chodzi o to, że absolutnie przestaję widzieć sens masowego apelowania o niezabijanie psów, kotów i norek na futerka. Nie, nie jestem psychopatką, nie mam w biurku zestawu małego oprawcy i nie lubię patrzeć jak małe, biedne ciałka drżą w agonii i finalnie lądują na talerzu, a potem znikają w przełyku chińskiego robotnika. Nic z tych rzeczy, absolutnie.

Ale po pierwsze, z punktu widzenia kultury jakie mamy prawo zabierać głos w sprawie psów w Chinach, gdzie pies, podobnie jak człowiek, ma stety-niestety inną, niezrozumiała dla nas wartość? Mimo całej globalizacji, chyba takie samo, jak Chińczycy w sprawie naszych lisów, saren, bądź żab setkami rozjeżdżanych na drogach.

Po drugie, czy ktoś, kto zarabia morze pieniędzy i wydaje je na futra z małych foczek po 10000 $ za sztukę przejmuje się czyimkolwiek istnieniem? Jeśli nawet regularnie płaci składki w WWF, to nie wierzę, że robi to świadomie. Dziewięćdziesiąt procent ludzi podpisanych pod tego rodzaju petycjami nigdy nawet nie miało w rękach prawdziwego futra. (A szkoda, bo może wtedy zrozumieliby, że wyprodukowanie prawdziwego mimo wszystko pochłania mniej ofiar i kosztów, niż to z poliestru).

Kolejnym nurtującym mnie pytaniem jest, jasna sprawa, co dalej? Jeśli już cały świat podpisze się pod apelem, jeśli już wszystkie psy na świecie zostaną ocalone, kto się nimi zajmie? A przede wszystkim kto je nakarmi? Kto zadba o ich zdrowie, nie tylko przez wzgląd na zwierzę, ale i na człowieka? Człowieka można dla dobra planety oduczyć w dużej mierze jedzenia mięsa. Zwierzęcia się nie da. Mój dość pokaźnych rozmiarów, choć nie największy pies zjada codziennie kilogram psiego żarcia z puszki. Żeby wyprodukować to żarcie trzeba zabić krowę, świnię, indyka. Przemysł spożywczy dla zwierząt w sposób niewyobrażalny obciąża środowisko naturalne i nie mówię w tej chwili nic odkrywczego. Wyprodukowanie kilograma mięsa wymaga blisko dwudziestu tysięcy litrów wody. Dziesięć lat temu na świecie żyło prawdopodobnie 400 milionów psów. Żaden z nich nie miał ochoty przerzucić się na wegetarianizm i nie sądzę, żeby to się miało kiedykolwiek zmienić.

Oczywiście, że jestem przeciwna brutalnemu traktowaniu, wyzyskowi, zbijaniu majątku na życiu tygrysów i cętkowanych leopardów. Oczywiście, że nie założyłabym butów ze skóry aligatora ani szalika z futra zebry. Ale rączki, które podpisują petycje od wieków rzadko są połączone z mózgami, które podpowiedziałyby im, że handel skórą i ciałem jest równie zyskowny co handel kokainą. I zapewne równie dobrze zaopatrzony - w przeciwieństwie do bezbronnych zwierząt - w sprzęt do zabijania najnowszej generacji. Wyjdźcie i powiedzcie "stop handlowi kokainą". Chcę zobaczyć, jak się z was śmieją.

Finalnie jednak natura nie przegrywa z człowiekiem wyścigu zbrojeń, bo nie ma najnowszego modelu shotguna. Przegrywa, bo człowiek zapomina, jak bardzo potrzebna jest światu równowaga. A ta zawsze wymaga ofiar.

Nie mogę nikogo powstrzymać od podpisywania petycji i apeli. Interesuje mnie jedynie, czy choć jeden z podpisujących się pod ratowaniem psiego, króliczego albo kociego życia wie, co zrobić, co zrobić z tą miłością?

4 komentarze:

  1. Ochrona środowiska z ludzką twarzą, to mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhmmm... tylko po co ten sarkazm w każdym zdaniu

    OdpowiedzUsuń
  3. A) Jak mawiał Oscar Wilde, sarkazm jest najniższą formą dowcipu, ale najwyższą - inteligencji.
    B) Sarkazm jest figurą retoryczną i wolno mi go używać tak długo, jak długo nikogo nie obrażam, nie znieważam i nie oczerniam. A nigdzie wyżej tego nie robię, nie używam też sarkazmu. Może ironii, ale to różnica. Zasadnicza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam zjadłbym psa. No problemo. Nie całego oczywiście no chyba, że byłby malutki np szczeniaczek.

    OdpowiedzUsuń