piątek, 29 kwietnia 2011

Wiosenne porządki

Dziwna rzecz z tymi wiosennymi porządkami. Robisz, chociaż sam wiesz, że zaraz znów wyrosną jakieś chwasty, trawa raz skoszona odpuści, sąsiad wrzuci do twojego ogródka kamyk zbędny w jego własnym i tak do następnej wiosny.

Podobna rzecz w życiu. Porządkujesz i ogarniasz (moje ulubione ostatnio słowo), chociaż wiesz, że i tak zaraz ktoś zostawi drzwi otwarte, niedopałek papierosa, nadgryzione jabłko. Wiadomość dnia - tak będzie już do końca. Niby posprzątasz, poukładasz, usiądziesz z filiżanką kawy, żeby zerknąć na efekty, a tu proszę. Już ci każą zdawać maturę z matmy, już musisz iść na studia podyplomowe, opiekować się chorą matką, przeżywać śmierć ojca. Niby wszystko jest na swoim miejscu, a tu proszę: twój najlepszy kumpel wiąże się z dziewczyną, która cię serdecznie nie znosi, przyjaciółka umawia się z kimś, na kim ci kiedyś zależało, przyjaciel brata zwyczajnie nie wie, czy pokaże się na jego weselu. Tematem zastępczym dla twojej rzekomo koniecznej, długofalowej kampanii mającej na celu zbudowanie fundamentów małżeństwa stają się krótkometrażowe epizody z obcokrajowcami.

Siedzisz sobie pośród całego tego syfu, który jeszcze przed chwilą zdawał się być skończonym ładem, a na twoją głowę sypią się rozwody, zawody, rozczarowania, nieporozumienia, ciąże, raki, uzależnienia, udary, pogrzeby, powodzie. Matura, studia, oblane egzaminy, złamane serca, a nawet niezawinione śmierci cywilów w Afganistanie.

I kiedy ty zadajesz sobie klasyczne pytanie wszystkich robiących wiosenne porządki, jakiś typ przedkłada ślub księcia wszystkich Brytyjczyków nad wartość twojej przyszłości. Siedzisz sobie pośród całego tego syfu i pytasz, co z tym, do cholery zrobić. Wyrzucić? Spalić? Schować do szafy, bo może się przyda? A może na wzór teledysków do punkowych kawałków z Kalifornii ostatni raz trzasnąć drzwiami pokoju nastolatka, zostawić chaos do posprzątania mamie albo starszej siostrze, samemu natomiast ruszyć w stronę zachodzącego słońca z papierosem w zębach i dwoma dziewczynami na tylnym siedzeniu?

Byłam tam, gdzie się ludziom wydaje, że nadchodzi czas największych wiosennych porządków. Gdzie wznosi się stos wysoki jak drzewo i wrzuca do ognia wszystko jak leci, licząc na to, że coś spektakularnego wyłoni się z popiołów. Zdradzę ci sekret. Nie wyłania się nigdy. Feniksy wyginęły razem ze smokami i jednorożcami. A ty nadal robisz wiosenne porządki. I od czasów wielkiego stosu jest tylko coraz gorzej, bo gromadzisz coraz więcej ludzi, przedmiotów i zdarzeń. Ale jest też coraz lepiej, bo uczysz się odkładać w miarę ważne rzeczy na należne im miejsca.

Plus i minus jednocześnie, jak widzisz. Trochę ambiwalentnie. Czasem zostawiasz rzeczy niepotrzebne, czasem musisz pozbyć się tych, które lubisz, żeby zrobić miejsce na nowe. Ale jednego zawsze możesz być pewien - to twoje śmieci. Dom wiecznie posprzątany to dom martwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz