wtorek, 12 lipca 2011

Rozmowy przy szaszłyku

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tematem numer jeden w mojej rodzinie jest dzisiaj małżeńska zdrada. Siedzę przy stole, najnormalniej w świecie przeżuwam kawałki weselnego szaszłyka i słyszę, jak to jedna pani z drugą panią w telewizji opowiadały, że są kochankami, utrzymankami i nałożnicami starszych, żonatych i dzieciatych panów. Jedna to już dwadzieścia lat żyje z takim panem, a druga to dopiero lat dwadzieścia ma i żyje z panem, co ma żonę i lat pięćdziesiąt. A właściwie to nie żyje, tylko sypia, chadza do teatrów, muzeów i restauracji. Rodzina moja tak na panach jak i na paniach nie zostawia suchej nitki. Przeżuwając kawałki weselnego szaszłyka gremialnie stwierdza, że takie zachowanie jest bardzo niesmaczne. Ja, wiedziona instynktownym przeświadczeniem, że nie ma osądów i prawd, są tylko poglądy i punkty widzenia, wyjątkowo nie zabieram głosu w dyskusji. Nie zabieram, ale zaczynam się zastanawiać. No bo jak to jest? Zdrada od zawsze stanowi motyw w literaturze, sztuce, muzyce i filmie. Powstały całe tomiska, w których pan ładny utrzymuje z pozoru tylko niewinną panienkę i w operze wynajmuje dla niej lożę na przeciwko swej leciwej małżonki. I ludzie to czytają, płaczą przy tym i kibicują panom ładnym i z pozoru niewinnym panienkom!

A w filmie na przykład? Przy tym samym rodzinnym stole, przy którym dziś toczy się dyskusja o zdradzie, wieki temu posprzeczałam się z bratem o "Co się wydarzyło w Madison County". Bo jak lubię Eastwooda i Streep, jak wielbię bezkrytycznie amerykańskie krajobrazy, tak nie mogłam zrozumieć zachwytu. No jasne, że pan fotograf atrakcyjny, dobrze zbudowany, seksowny, romantyczny, eteryczny i czuły, ale żeby tak z nim od razu, jak tylko mąż na targ bydła pojechał? "Jak ty nic nie rozumiesz! Zakochała się po prostu, no!" grzmiało moje młodsze rodzeństwo. No i nie rozumiałam, bo jak to tak? W trzy dni się zakochała? Bez sensu! Przecież to czasu trzeba i nakładu energii. Nie, że się zakochała, tylko zwyczajnie do łóżka z nim poszła i tyle. Może chciała, może musiała, może jej się spodobało. Jak tym paniom w telewizji.

Kończąc weselny szaszłyk dochodzę do wniosku, że nie widzę wielkiej różnicy między "Przeminęło z wiatrem", a zdradą serwowaną w "Rozmowach w Toku". Jednak jestem w stanie kupić tę szczęśliwie nieszczęśliwą formę miłości w filmie, książce, w teatrze nawet. Nie dlatego, że "to takie romantyczne". Ale dlatego, że to ułomne, krzywe. Ludzkie takie.

2 komentarze:

  1. dobrze, że jadłaś tylko szaszłyka! Bo jakbyś dostała wiejski stół, to czytałbym pewnie pierwszą ze 100 stron!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie zdradzam, ale byłem zdradzany, matka moja jest zdradzana, oto popkultura w moim życiu. Nie potrzeba mi powieści, żeby skumać zdradę i się nią absolutnie brzydzić.

    OdpowiedzUsuń