niedziela, 13 maja 2012

Z buta


x. do niedawna nie nosiła szpilek, bo ktoś kiedyś (przy czym ktoś był płci męskiej) orzekł, że szpilki na damskich nogach się nie prezentują. Siła argumentu, pan każe, pani musi. Ale upłynęło trochę wody w rzece, ktoś zniknął z horyzontu i x. postanowiła jednak szpilki nabyć. Docelowo wysokość obcasów miała dorównywać przeciętnej podręcznikowej długości tego, co u mężczyzny budzi się do życia tym szybciej, im buty są wyższe. Wiadomo, zawsze atrakcyjne jest to, czego się samemu nie posiada. Szpilki są tak samo dobrym przykładem jak na przykład piersi. Albo ferrari. Albo kolekcja burgundzkiego wina z sześćdziesiątego dziewiątego.
W czasie, kiedy x. mierzyła kolejne pary, sprzedawca z uśmiechem Ala Bundy'ego bieżył chwalić nasze wybory i nie omieszkał poinformować, że jego żona to ma sto par szpilek. I dodał, że to cecha prawdziwej kobiety. Musiałabym chyba ogłosić upadek siebie jako jednostki ludzkiej, gdyby mężczyzna mierzył moją wartość ilością szpilek upakowanych w szafie, którą zresztą byłby zmuszony samodzielnie dobudować. Idę o zakład, że budując ją kląłby siarczyście, bo po cholerę komu sto par butów? Chyba, że żona tego pana co nam sprzedawał, była w typie Carrie Bradshaw, co swoje Manolo Blahniki trzyma w piekarniku. Wtedy znów panu sprzedawcy winszuję zdobyczy i wyobrażam sobie, jak opowiada kolegom przy piwie, że "...moja to trzyma buty w piekarniku, a co się nie zmieści to do lodówki".

Podczas gdy Al, szczerze, czy też nieszczerze, wychwalał kolekcję swej małżonki, x. zdążyła zauważyć, że mnie to tak jakoś chodzenie na wysokim wychodzi i niby skąd to się u mnie wzięło, kiedy przyszło? Otóż prawda jest taka, że wychodziłam sobie tę umiejętność. I doszłam do bardzo prostego wniosku. Zamiast stu par szpilek, wolę sfatygowane trekkingowe buicory z gwarancją na dziesięć lat. Takie, na których pudełku jest napisane "These boots are made for walking" (z uszanowaniem dla Nancy Sinatry). Jeśli jest quiz "jakimi butami jesteś", mój wynik wypada gdzieś między Converse a Caterpillar. I dobrze mi z tym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz