wtorek, 8 stycznia 2013

Ścierwo

Stałam na przystanku, kiedy podszedł do mnie mężczyzna błagając o jedzenie. Nikt z potencjalnych pasażerów MPK nie zareagował. Trudno się dziwić. W końcu bilety coraz droższe, a i chleba też nikt za frajer nie rozdaje. Niewiele jest widoków wzbudzających we mnie większą odrazę niż użalający się nad sobą, zasmarkany chłop. Idź do pracy - pomyślałam. - Praca uszlachetnia. I zaraz uświadomiłam sobie, że nie ma w naszych czasach bardziej kłamliwego stwierdzenia. Jak rzadko praca daje dziś wolność i czyni lepszym! Jeśli ktoś (tak jak ja) czerpie z niej przyjemność, powinien uważać się za największego szczęściarza pod słońcem. Usłyszałam dzisiaj, że w pewnej firmie produkującej - eufemistycznie mówiąc - średniej jakości meble dla szwedzko-polskiej sieci handlowej wzięcie jednego dnia wolnego od pracy wiąże się z utratą... wszystkich potencjalnych dodatków do pensji w skali roku.

Zdjęta dziś z anteny reklama Heyah, która oburzyła rzesze internautów powinna kazać nam wszystkim zastanowić się nad tym, czy jej twórca w trzydzieści sekund nie zdiagnozował polskiego społeczeństwa. O ile idea "wszystkiego wszędzie wszystkim, po równo i za darmo", którą tak chętnie posługują się wszystkie sieci komórkowe nawiązuje zaiste do szczytnych haseł marksizmu, o tyle posłużenie się wizerunkiem największego kata w dziejach ludzkości słusznie obudziło czujność Polaków. Ale może jest jakieś usprawiedliwienie dla tego marketingowego zabiegu?

Kampania miała mieć wydźwięk humorystyczny - tłumaczył się autor spotu, który pewnie dzisiaj znalazł na biurku list pożegnalny od szefa zatrudniającej go korporacji. Zaiste czarny to humor porównywać wolne przecież i demokratyczne społeczeństwo do takiego, w którym za samą znajomość zasad demokracji groziła zsyłka na roboty przymusowe.

Kiepski to żart, kiedy ludzie pracujący w zagranicznych korporacjach zestawiani są z katorżnikami. To społeczeństwo, które może robić zakupy wszędzie i jadać smażone w głębokim tłuszczu wołowe ścierwo w dowolnie wybranych restauracjach szybkiej obsługi nie może być przecież porównywane z tymi, którym za dzienną rację żywieniową musiało starczyć 450g chleba. Nie sposób przyrównywać narodu, który ma dostęp do (o ironio) telefonów, gazet i internetu do ludzi, którym za samo posiadanie części do radioodbiornika groziło dziesięć lat na Kołymie.

Słaby to żart - żart z Lenina... O nie. Żaden karzeł komunistycznej myśli filozoficznej nie wykazał się większym poczuciem czarnego humoru niż przewodniczący Wladimir Iljicz Uljanow. Żaden z bieżących rządów nie dorówna jego pomysłowości.

Chwalić niebiosa, prorokiem naszych czasów nie jest Lenin. Prorokiem naszych czasów jest klaun wykreowany przez Sachę Barona Cohena. I to jego wizerunek bardziej pasowałby do każdej reklamy emitowanej w kraju stojącym demokracją i zdrowym kapitalizmem. Jest taka scena w Dyktatorze. Aladeen staje na przeciwko światowych przywódców i nie może się nadziwić, dlaczego tak bardzo sprzeciwiają się dyktaturze. I tak przekonuje słuchaczy o jej wyższości nad demokracją: Przecież żyjąc w kraju totalnego reżimu mogliby pozwolić jednemu procentowi jego mieszkańców posiąść dobra całego narodu. Mogliby pomóc swoim bogatym przyjaciołom jeszcze bardziej się wzbogacić poprzez zmniejszanie podatków. Żyjąc w kraju rządzonym przez dyktaturę mogliby zapomnieć o zapotrzebowaniu obywateli na opiekę medyczną i edukację. Mogliby też zapomnieć o walce z biedą. W takim kraju media wydawałyby się wolne, ale tak naprawdę byłyby zarządzane przez jedną osobę, ewentualnie jej rodzinę. Można by też było podsłuchiwać rozmowy telefoniczne i znęcać się nad więźniami. Ustawiać wybory. I podawać fałszywe przyczyny wypowiadania wojen. Więzienie można by było zapełnić dowolnie wybraną grupą przestępców i nikt by nie protestował. Wreszcie żyjąc w dyktaturze można by wykorzystać media do manipulowania społeczeństwem i zastraszania go.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz