poniedziałek, 14 listopada 2011

Beret

Znalazłam beret. Znaleziskiem tym doprowadziłam do stanu euforii, dzikich fal szczęścia zalewających raz po raz mój przytulny pokój, do radości eksplodującej nad całym światem wręcz. Generatorką tych zjawisk była moja współlokatorka, właścicielka odnalezionego beretu. Ów odnalazł się przy przeprowadzaniu generalnych porządków, których dokonywałam na okoliczność wizyty chyba raczej ważnej osoby.

Historia beretu nie sprowadza się jednak do tego, że został on odnaleziony i współlokatorka moja teraz będzie mogła przemykać ulicami miasta P. odziana od stóp do głów w czerń bawełny, wełny, moheru i skórzanych oficerek. Odnalezienie beretu nie tylko kładzie kres mroźnym wieczorom i popołudniom. Nie jest ów beret li tylko ciepłym głowy nakryciem. Beret to coś więcej.

Historia odnalezienia beretu zaczyna się, rzecz jasna, w momencie jego zaginięcia. Zniknął z życia właścicielki w dniu, w którym został nabyty przyprawiając ją tym samym o spazmy rozpaczy i wyrzutów sumienia. Właścicielka, zarzucając sobie brak odpowiedzialności, rozrzutność i nierozwagę, a także brak poszanowania rzeczy materialnych gotowa była oplakatować miasto informacjami o tym, że "zaginął, leży gdzieś sponiewierany i zapomniany i że znalazca, świadek łez szczęścia, zostanie hojnie obdarowany dozgonną wdzięcznością". Po krótkim, rzeczowym rozbiorze logicznym problemu ukuto stanowisko, żeby jednak plakatów nie wieszać. Ale rozpacz i wyrzuty sumienia pozostały. No bo jak to tak? Żeby w biały dzień roboczy wziąć i zgubić beret? Trzeba być jednostką nieodpowiedzialną w stopniu najwyższym.

Że nieszczęścia chodzą parami, a pary zazwyczaj w szeregach, zgubienie beretu stało się swoistym preludium lawiny następujących po sobie zdarzeń tragicznych. Zagubiony beret był przyczyną rozpadających się związków, spóźnionych tramwajów, roboczych nadgodzin, zimna, przymrozków, ogólnego życiowego nieradzenia sobie. Był ów nieobecny beret akompaniamentem nieprzychodzących całymi dniami, a oczekiwanych smsów, kiepskich książek, marnych filmów, ginących w otchłaniach torebek rękawiczek i telefonów. Słowem, był przyczynkiem upadku niewzruszonych dotąd imperiów i spiżowych pomników.

Tak wzorem efektu motyla fala tsunami wywołana zaginionym beretem zalewała świat współlokatorki w sposób nieznający miłosierdzia. Fala porywała z tegoż świata coraz to nowe elementy aż do dnia, w którym zrządzeniem przypadku odnalazłam beret. Mimo wszelkich przeciwności losu nie zgasła tląca się na dnie naszych dusz nadzieja i oto próśb naszych wysłuchano. Beret wrócił na swoje miejsce przywracając tym samym zachwianą równowagę świata. Nieszczęścia zniknęły, czarne farsy życia odeszły w cień. Ustały konflikty, ruszyły fabryki, ludzie znów łączą się w pary i płodzą zdrowe dzieci. Na ziemi zapanował pokój. I trwać będzie aż do następnego beretu zaginięcia.

Jeśli z tej przypowiastki płynie jakiś morał, to wygłosił go już dawno Mitch Hedberg słowami "You bet your ass, I will have a beret on. That's ridiculous, but it's true. I always fight with wearing a beret". Bo przecież każdy ma jakiś beret.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz