wtorek, 1 listopada 2011

Ostatnia taka w mieście

"10000 razy wolę Hitlera od Stalina" oznajmia osiemnastoletnia panna mojemu koledze. Jest przekonana o swojej wyjątkowości, twierdzi, że takich jak ona jest niewiele i że jest lepsza, niż zwykłe dziewczyny, które nic nie wiedzą o prawdziwym życiu. Sama o sobie mówi shg i nie widzi śmieszności w ukrywaniu postaw życiowych za nic niemówiącym skrótem. Skinhead girl to, oczywiście, nic nowego. Dziwadła rysujące swastyki w zeszytach i na ścianach szkolnych toalet były, są i będą.

"Nie ma się co stresować, przejdzie jej" wyraża nadzieję J. Podzielam ją, bo niezależnie od stopnia zaangażowania i fazy młodzieńczego buntu, osiemnastolatki, które nie widzą różnicy między pojęciem patriotyzmu i nazizmu budzą moją czujność.

Nie dalej jak tydzień temu odwiedzili mnie znajomi z Meksyku. "Pokaż nam Auschwitz" mówią, a ja jadę z nimi tylko dlatego, że w myśl polskiej gościnności, ich życzenie jest dla mnie rozkazem. Przed wejściem ostrzegam N., że będzie to najmniej przyjemna z możliwych do wyobrażenia wizyt, ale jak uprzedzić wrażliwą matkę trójki dzieci przed tym, co zobaczy za bramą z napisem Arbeit Macht Frei? Ponieważ to moja druga wizyta, jestem świadoma, co i w którym bloku się znajduje. Są miejsca, do których nie wchodzę, zdjęcia, na które nie patrzę, historie, których nie słucham. Ściągam słuchawki, kiedy przewodnik opowiada o ścianie, pod którą rozstrzeliwano więźniów. Nie wchodzę do nieludzko ciasnej celi, w której za karę zamykano skazańców. Odwracam wzrok od ton ludzkich włosów zgolonych z głów zagazowanych cyklonem B kobiet. Do pawilonu ze zdjęciami dzieci, na których Josef Mengele dokonywał eksperymentów w ogóle nie wchodzę. Byłam tam wcześniej, znam swoje granice. Co innego N. Sprawdza, ile może znieść i przecenia swoje możliwości. Kiedy opuszczamy mury Auschwitz przeprasza nas, odchodzi kilka metrów, ale i tak słyszymy jak płacze. Jest w stanie, w którym nikt nie może nic dla niej zrobić. Nawet mąż nie może jej dodać otuchy. Wrażliwy człowiek z takim ogromem cierpienia i okrucieństwa zostaje sam na sam i musi podjąć próbę uporania się z nim.

Wychodzę stamtąd bogata w nowe doświadczenie. Uświadamiam sobie z mocą, że od najmłodszych lat byłam do tych wizyt przygotowywana. Przez lektury, filmy, opowieści. Uświadamiam sobie, że niezależnie od upływu lat, okrucieństwo z Auschwitz jest obecne w życiu Europejczyka. Reakcja moich gości zza oceanu wyraża się w zdaniu "słyszeliśmy, że coś takiego miało miejsce, ale chyba nie wierzyliśmy, że to możliwe..." Ich niedowierzanie budzi moją zazdrość. Czasem też bym chciała słyszeć, ale nie wierzyć. Chciałabym na argumenty osiemnastoletniej panny posługującej się kryptonimem Ostatniej w Mieście SHG zareagować kpiącym uśmieszkiem i udawaną ciekawością, zamiast prawdziwym, głęboko zakorzenionym niepokojem.

1 komentarz:

  1. Ja nie pamiętam czy tam byłem, chyba jako jakieś dziecko, ale pamiętam taki pomnik, gdzieś w Polsce, taki wielki, jakby otwarta komora gazowa, nie wiem gdzie to było, przejeżdżałem tamtędy kilka razy z rodzicami. Do dzisiaj mam ciary.

    OdpowiedzUsuń