środa, 14 listopada 2012

Pulp fiction

Krystyna Janda mówi mi jakiego kremu mam używać. Chociaż może jeszcze nie do mnie to mówi, ale do mojej matki, bo przedział wiekowy podobny. W każdym razie mówi to ta sama Janda, która w Różowych tabletkach na uspokojenie pisała, że rano decyduje, czy dziś udaje kobietę, czy zostaje facetem i że to wszystko zależy od trudności i komplikacji dnia. Ta Janda, która obok Marii Peszek i Katarzyny Nosowskiej w tym całym światku splendoru i czerwonych filcowych dywanów była dla mnie jedną z niewielu bab z krwi i kości.

To nie koniec. Bogusław Linda podsuwa mi na ekranie Geriavit Pharmaton, a Piotr Adamczyk wciska kredyt gotówkowy pod wszystko mówiącą nazwą chciałabym, chciała. Wszyscy naraz, jakby się zmówili. Czy warte to wszystko, by czynić upadek? 

Ja wiem, za coś trzeba jeść. Ale żeby do pensji z teatru i serialu telewizyjnego dorabiać w reklamie pasztetu? Włączyłam dzisiaj telewizor i trafiłam na Jasminum. Akurat na fragment, w którym Linda w świetle czerwonych jarzeniówek kocha się z kobietą. Popatrzyłam przez chwilę, a potem pomyślałam geriavit i z obrzydzeniem wyłączyłam telewizor.

Meksyk odlicza dni do końca świata (fot. Samuel Pérez)
Pamiętam swój pierwszy kontakt ze światem mediów. Byłam jeszcze w podstawówce. Dziadkowie zabrali mnie na wczasy do Trójmiasta. Trwał Jarmark Świętego Dominika. To tam wykiełkowała moja miłość do jarmarcznej rzeczywistości, cukrowej waty i plastikowej biżuterii. Na scenie ustawionej przy Długim Targu trwała impreza prowadzona przez gwiazdy polskiej telewizji. I te gwizdy w którymś momencie zeszły ze sceny i usiadły w pierwszym rzędzie, na drewnianych piknikowych krzesełkach. Oczy mi się zaświeciły, bo oto przemiłe, sławne panie ze szklanego ekranu zstąpiły na ziemię. Babcia, która zawsze popycha mnie w słusznym kierunku, zauważywszy moją reakcję powiedziała no, idź, porozmawiaj sobie z nimi. Poszłam z odwagą dziesięciolatka i dumnym uśmiechem na twarzy. Dzisiaj oglądam te panie w reklamach tabletek na nietrzymanie moczu.

S. Donosi z Meksyku, że jest na konferencji w - jak to ujął - krainie Majów. I że aż tam gęsto od ludzi wyglądających końca świata. Że jest wieża Babel, bo jak się przechodzi to słychać wszystkie języki jakimi włada ludzkość. Oni uwierzyli w globalne ocieplenie, susze, huragany i powodzie. Oni odliczają dni do wielkiego bum. Zastanowiłam się nad tym trochę dłużej i doszłam do wniosku, że życzę im, aby się tego bum doczekali. Serio.

"Już kończę ten list, listopad 1993".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz