niedziela, 7 listopada 2010

Jesus Christ Superflop

Różnica między pomnikiem Jezusa z Rio a pomnikiem Jezusa ze Świebodzina jest taka, że nas na Jezusa nie stać. Nie mówię o tym, kto i z czego ten pomnik finansuje. Bo parafianie ufundują, choćby i nie mieli z czego czynszu zapłacić. Jak się który od pomysłu odżegna, to go ksiądz piekłem postraszy i parafianin w końcu do Providenta pójdzie, a datek da. Problem polega na tym, że nie stać nas na takiego Jezusa kulturowo. Jezus z Rio, jak na niego spojrzeć w odpowiednim świetle, jest wisienką na brazylijskim torcie. Christo Redentor góruje nad miastem grzechu i ma na to pozwolenie papieża. A nawet dwóch. Copacobana? Gorące laski w bikini? Proszę bardzo. Gangi narkotykowe? Seks? Karnawał? Piłka nożna w ekskluzywnym, brazylijskim wydaniu? Nie ma sprawy. Założę się, że nie ma osoby, której na wspomnienie Rio nie jawi się przed oczami klasyczny obrazek: widok pomnika z lotu ptaka, a zaraz potem ujęcie zalanych słońcem ulic miasta. Seksowne, opalone kobiety przechadzają się szerokimi chodnikami, zniewalająco przystojni mężczyźni jeżdżą kabrioletami, starzy ludzie grają w gry o sobie tylko znanych zasadach, dzieci budują zamki z piasku, a gangsterzy wymachują pistoletami. Wszystko skąpane w żarze tropików i polane egzotycznym drinkiem. Christo Redentor stoi sobie nad tym wszystkim z rozpostartymi ramionami. "Welcome to the party. Thanks for coming. Bar-room is on your left... and right" mówi Pan. Tamten Jezus nawet stoi na górze, której nazwa brzmi Garbus. Jakby Brazylia rzucała światu: "Tak, doskonały Jezus wita was na naszej niedoskonałej ziemi, w mieście, które rządzi się swoimi prawami. Dołączcie do nas albo wypiszcie się z imprezy".

Świebodzin nie rządzi się innymi prawami, niż te, które wszyscy znamy z polskiej rzeczywistości. Nie narzekam. Wychowałam się w sąsiedztwie, najlepsze chwile dzieciństwa spędziłam dwadzieścia kilometrów na południowy zachód od nowego pomnika i są one dla mnie niezamienne. Nie mam tylko zielonego pojęcia, co jest takiego Świebodzinie, że trzeba to akcentować wielką, groteskową kopią symbolu znad Atlantyku. Pardon, zmieniam kolor z zielonego, zarezerwowanego dla soczystej Brazylii, na szary, zarezerwowany dla polskich, kulawych pomysłów. Nie da się skopiować całego świata i przenieść go do Polski. Bo żeby Polska była Polską trzeba stworzyć coś świeżego. Coś ładnego i ekskluzywnego. Nie kolejne Medjugorie, nie piramidę Cheopsa, nie Venus z Milo. To wszystko już było, Paryż jest tylko jeden, podobnie jak jedna jest Moskwa i jedno Las Vegas.

Możemy sobie kopiować rurociągi, gazociągi, jezusy, linie metra i modele szkolnictwa wyższego do usranej śmierci. Ale dopóki nie wpadniemy na coś sami, świebodziński Jezus będzie miał na głowie birthday hat, zamiast korony.

2 komentarze:

  1. Do tego pomnika pasowałoby stwierdzenie, że zamiast wisienki na torcie, ktoś na ten tort po prostu nasrał. Ale też nigdzie nie widzę żadnego tortu...

    OdpowiedzUsuń
  2. ale, że w Rio tortu nie widzisz?

    OdpowiedzUsuń