poniedziałek, 3 stycznia 2011

Czego byśmy nie grali "Polska" ryczy pół sali

Poczyniłam swoje pierwsze postanowienie noworoczne. I niech mnie szlag trafi i dunder świśnie, jeśli je złamię. Uroczyście obiecuję zbojkotować wybory do Sejmu. Jak mnie ktoś zobaczy w lokalu wyborczym, wrzucającą makulaturę do urny, to spełnię jego najskrytsze marzenie, choćby to był lot w kosmos albo chęć posiadania używanej bielizny Eltona Johna. Trzeciego stycznia, wczesnym przedpołudniem odkryłam, że kraj mój jest ewenementem na skalę galaktyczną. Noszę się z zamiarem zadzwonienia do Discovery Channel i obwieszczenia światu, że w Polsce asfalt topi się wraz ze śniegiem. Do "Science" też napiszę, niech ktoś zbada, niech mu dadzą Nobla, niech ma.

„Pani kierowniczka to tak ładnie zaparkowała, że te wszystkie chłopy co tu jeżdżą to się od pani kierowniczki uczyć powinni”, powiada mój serdeczny nieznajomy żul spod bramy i wyciąga rękę po nieopodatkowane pięćdziesiąt groszy na napój rozgrzewający. Ano pewnie, że zaparkowała, z dziką ulgą. Jak się przez sto kilometrów ćwiczy slalom między kraterami to nie można na samym końcu brzydko wjechać między opla a nissana. Przecież jakbym choć jednym kołem wjechała w którąś z miliona dziur na trasie z punktu A do punktu B, to niechybnie znalazłabym się na antypodach. I bardzo bym się zezłościła, jeśli te antypody nie byłyby akurat jakąś zalaną słońcem i zasypaną żółtym piaseczkiem wysepką, na której rosną palmy kokosowe i po której biegają półnadzy tubylcy. Tambylcy.

Nie zagłosuję na nikogo, bo odkąd mam nikłą świadomość polityczną szukam zawsze ugrupowania, w którym można złożyć choć cząstkę nadziei. Które sprawi, że mnie, moim bliskim i wszystkim ludziom, którzy płacą podatki będzie się żyło lepiej (nawet ta fraza mi się czkawką odbija). Szukam, szukam i nie znajduję. Za to dowiaduję się, że autostrad nie będzie, lotnisk nie będzie, pracy po studiach nie będzie i zmian w służbie zdrowia też nie będzie. To znaczy będą, kasy fiskalne, jak w taksówkach i warzywniakach. Bo w tym kraju nie wystarczy być lekarzem, trzeba jeszcze być kasjerem, księgowym, sprzątaczką. I świętym, coby na łeb nie dostać w trakcie użerania się z programem rozliczeniowym NFZtu, którego błędy są równie absurdalne i równie tragiczne w skutkach, co przesterowany budzik iPhone'a.

Nieważne na kogo zagłosuję. ZUS nadal będzie największą czarną dziurą w galaktyce, ZAiKS nie przestanie istnieć, a Polskie Koleje Państwowe, które już dawno państwowe nie są - bo w ogóle są niczyje, nikt się do nich przyznać nie chce - nadal będą informowały pasażerów, że opóźnienie pociągu może ulec zmianie.

Najlepiej na tym całym interesie wychodzi chyba nieznajomy żul spod klatki, co czerpie nieopodatkowane złotówki z kieszeni pań kierowniczek i panów kierowników. Jego autostrada prowadzi bowiem spod klatki do Żabki i ani metra dalej. Dziur też nie potrzebuje, żeby się znaleźć na antypodach swej świadomości. Żadne wybory mu niestraszne, bo rząd taki, czy inny zasiłek dla bezrobotnych zawsze wypłacić musi. Błogosławiony, szczęśliwy żul spod klatki, gdyż wydarzeniem jego dnia będzie to, że "patrz panie, blondynka, a tak ładnie zaparkowała".

Chciałam bardzo na ten nowy rok zarazić się chorobą Sopliców, którym "oprócz Ojczyzny nic się nie podoba". Chwalić łąki umajone, góry, doliny zielone, uśmiechać się do ludzi, tryskać na nich swą radością i polskością, czytać Miłosza i głosować na rząd Donalda Tuska. Ale ktoś mi ostatnio uświadomił, że Polacy nie ubierają się na czarno dlatego, że są smutni i nieszczęśliwi. Robią to, bo kraj jest taki. Bo jak stojąc na dworcu przez cztery godziny się ubłocą albo jak wjadą w dziurę, która akurat nie ma przejścia do antypodów i będą zmuszeni wymieniać koło z mozołem, to na czarnym będzie mniej syfu widać. Chciałam bardzo roztoczyć jakąś sielankową wizję, ale w głowie rozbrzmiewa mi tylko noworoczna piosenka Kultu, która ma tyle lat co ja i która nie traci na aktualności. Co tu dużo gadać, skoro "mieszkam w Polsce".

1 komentarz:

  1. Szkoda ,ze tak szybko odarto Cię ze złudzeń.Ja mam więcej lat i jeszcze w jakimś stanie "pomroczności jasnej"czasem ufam,że BĘDZIE LEPIEJ.Jeszcze parę lat wszyscy zaciśniemy zęby,pasa...,zabierzemy się wspólnie do roboty,nikt nic POLSCE nie ukradnie-nawet czasu przeznaczonego na pracę,naukę,staż-troszkę więcej oddamy w podatku,troszkę mniej dostaniemy z wypłatą,troszkę dłużej popracujemy,troszkę krócej wypoczniemy i ...będzie lepiej!Ale coś ostatnio,jak moje babcie, mówię:no ja już może nie doczekam... ale może moje wnuki...
    Może moje wnuki doczekają stabilizacji,poczucia bezpieczeństwa,autostrad,godziwej zapłaty za swą pracę,należytej opieki zdrowotnej,możliwości zakotwiczenia się we własnym kraju a nie życia na walizkach ,bo praca tylko w Berlinie a życie tylko Poznaniu,Wrocławiu czy Koluszkach.

    OdpowiedzUsuń