wtorek, 17 lipca 2012

I na Tym...

Pamiętam jak onegdaj, w naiwności swojej, wysłałam do redakcji Polityki swoje teksty, bo bardzo mi zależało, żeby przeczytał je Stanisław Tym i wydał o nich swą miażdżącą opinię. Tak bardzo chciałam uprawiać ten specyficzny masochizm, że nie przyszło mi do małej głupiej głowy, iż wycieranie  mleka spod mojego literackiego nosa będącego jeszcze w powijakach, jest ostatnią rzeczą, na którą Tym ma czas i ochotę.
Z rzeczy osobistych napisałam mu wtedy dwie. Po pierwsze, że w mojej rodzinie też jest drzewo, któremu w pogański sposób powierza się rodzinne (a nie, jak u niego, polityczne) plotki i sekrety. Po drugie, że jest mężczyzną, bez którego moje życie nie wyglądałoby tak jak wygląda teraz. Czy przeczytał, nie wiem. Ale że nieczęsto mówię takie rzeczy, to pewne.
Urodziłem się w Małkini, w 1937 roku, w lipcu. Znaczy w połowie lipca. Właściwie w drugiej połowie lipca. Dokładnie 17 lipca - rzecze w nieśmiertelnym Rejsie, w którym wciela się w rolę "głupiego ka-owca" (kulturalno-oświatowy, spieszę z wyjasnieniem, bo pewnie są tacy, co nie potrafią rozszyfrować. I słusznie, bo fucha to ponoć była marna...). No więc rzecze Tym i tym samym podaje faktyczne swe dane osobowe. Dzisiaj ma 75 urodziny i nie będę mu śpiewać sto lat, bo jak ma mi go za ćwierć wieku zabraknąć, to ja tak nie chcę.
Mogłabym na okoliczność tych urodzin zbudować strony całe z jego własnych cytatów składając mu tym sposobem serdeczne życzenia i jednocześnie złorzeczyć. Z jego własnych cytatów możnaby wyrysować biografię. Że np. z każdej uczelni wyrzucali go za brak postępów w nauce. Z aktorskiej również. I że nie nie lubi być człowiekiem. Wstyd jest być człowiekiem, ale nie mamy na to żadnego wpływu. Gdybym miał do wyboru, to wolałbym być psem - powiada.
Możnaby się było rozpisać o tym, jaki to z niego wspaniały aktor, ale po co, skoro już zagrał w polskim filmie, w którym się, proszę pana, nic nie dzieje?
Możnaby się rozpłynąć nad jego talentem satyrycznym, ale co napisać o facecie, który tytułując cykl swoich felietonów Pies, czyli kot wytrąca człowiekowi z ręki wszystkie argumenty?
Możnaby wreszcie postawić go wszystkim za wzór do naśladowania, ale raczej go nikt nie dogoni, bo zaczął tworzyć w wieku lat siedmiu. Weź tu, człowieku, nie wpadnij w kompleksy.
No więc... ma dom na Mazurach i przed tym domem rośnie drzewo, do którego gada i które nazywa. Ma psy, chyba dwa. Nie odpisuje na moje listy. Powstanie Warszawskie przeżył. Za życiową wygraną uważa życie w czasach, gdy wraz z całym narodem wygrywało się wojnę. Za życiową przegraną - klęskę w walce o zwycięstwo socjalizmu. Reszta to, jak twierdzi, przyczynkarstwo. Urodził się w Małkini, w 1937 roku, w lipcu. Znaczy w połowie lipca. Właściwie w drugiej połowie lipca. Dokładnie 17 lipca. I na Tym poprzestańmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz