niedziela, 1 lipca 2012

Nieczekanie

E. powiedział mi kiedyś, całkiem zresztą niedawno, że ludzie spędzają na czekaniu około 15% swojego życia. Nie wiem, skąd znał te statystyki, ale codziennie rano brał do ręki kawę i gazetę, i konsumował. W ogóle pochłaniał ogromne ilości pozornie bezużytecznych informacji z wielkim zaangażowaniem. A potem trawił, przeżuwał, wydalał to co uznał za zbędne, a starannie wyselekcjonowaną resztę zachowywał dla siebie. Podobnie robił ze wszystkim, z ludźmi też, o czym nie omieszkał mnie poinformować na dzień dobry, a raczej na dobry wieczór. Poczytałam mu to za lojalność. Sięgając po kawę i gazetę, i odcinając się od całej ludzkości, robił to samo co ja, więc mu uwierzyłam w te 15%.

Rozmowę o czekaniu zaczęliśmy na po tym jak E. zarządził (właśnie w miejsce czekania na kolejny autobus) przeczesać pieszo pół miasta. I tak usłyszałam, że w 15% przeciętnego życia zamyka się czekanie na lepszą pracę, lepszą okazję, lepsze jutro, na to, że ktoś zadzwoni, aż samemu będzie się miało odwagę zadzwonić, na listonosza, na pociąg, na idealną kobietę, na Godota.

- A ty na co czekasz? - zapytałam kilka dni później. Bo to jedna z tych rozmów, które trwają tygodniami.
- Ja? Już na nic - odpowiedział i rozbroił mnie tak bezsensownie, jak U2 rozbraja bombę atomową na płycie z 2004. Bo miał dwadzieścia pięć lat i postanowił, że już dosyć czekania. Z taką prostotą, że pozostało mi tylko przytaknąć i udawać, że rozumiem. - Jak się czeka, to się żyje tylko w połowie, bo druga połowa zaangażowana jest w oczekiwanie na to, że się coś stanie - rysuje w powietrzu oś poczynając od czubka głowy, na butach skończywszy. - Wiesz, patrzę na tych młodych ludzi, którzy nas otaczają - bo akurat otaczali - i się wstydzę. Mam wrażenie, że ci, którzy przyjdą po nas nie będą czekać. A ja tyle czasu zmarnowałem...

"Gadanie" myślę sobie. Każdy przecież na coś czekał, czeka i czekać będzie. Już zaczynam się irytować, ale zgodnie z zaleceniami mojego rodzinnego lekarza postanawiam nie najeżać się i nie atakować. Przeczekuję (!) ten moment, który mógłby zepsuć nam śniadanie w otoczeniu kserokopiarek i usypiającego szumu setki komputerów, w przystadionowym centrum prasowym. Śniadanie na Plutonie, śniadanie u Tiffany'ego, śniadanie mistrzów przy stole z plastiku. 

- A ty? Czekasz na coś? - pyta i podsuwa mi Corriere dello sport.
- Nie to, nie rozumiem przecież - oddaję mu gazetę. - Daj drugą - wskazuję na The Irish Times. - Całe życie na coś czekałam. Albo na kogoś... Nic tu nie ma. Po co oni w ogóle przywożą te brukowce? - ostatnio jedyne, na co mogę najeżać się bez wyrzutów sumienia to słaba gazeta.
- Dlaczego? - drąży temat. - Dlaczego czekałaś?
- Bo byłam niedorozwinięta - odpowiadam zgodnie z prawdą. - A jak mi mówili, że można inaczej, to im nie wierzyłam.
- A teraz wierzysz? - obok mnie pojawia się następna gazeta, chorwacka. E. odchyla się w plastikowym fotelu i dopija włoską kawę z papierowego kubka.

Wierzę. Chcę wierzyć, że ja i bliscy mi ludzie, że wszyscyśmy się już odpowiednio długo naczekali. I że te 15% życia na czekaniu spędziliśmy, a nie zmarnowaliśmy.

1 komentarz:

  1. Obawiam się, że na Godota czekali dłużej niż 15% życia ;-) I my też czekamy... dłużej.

    OdpowiedzUsuń