czwartek, 30 sierpnia 2012

Bóle fantomowe

Spot Summer Paralympic Games London 2012 wyemitowany przez firmę Samsung jest podręcznikowym przykładem reklamy emocjonalnej. Podobnie zresztą jak wszystkie sportowe materiały, które wzbudzają we mnie zachwyt ostatnimi czasy. Od adidasowej propagandy, po dziecięcą eskortę McDonald's. Ośmielam się jednak stwierdzić, że spot SPGL2012 nie jest dla przeciętnego widza wzruszający dlatego, że przeciętny widz kocha sport i rywalizację, ale dlatego, że uświadamia on sobie, iż jego samego też byłoby stać na podobne dokonania, gdyby mu się odrobinę bardziej chciało. Zresztą przecież wysiłek, który paraolimpijczycy wkładają w treningi jest wielokrotnie większy niż w przypadku pełnosprawnych sportowców i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.

Telewizja Polska zamiast transmitować wczoraj otwarcie SPGL2012 uraczyła widzów, w tym również mnie, Superpucharem Hiszpanii. Poza wszystkim zamiast go oglądać, mogłam równie dobrze wgapiać się w lustro, bo - jak stwierdził M. - oglądanie mnie to większa przyjemność niż oglądanie CR7 i Messiego. Nawet jeśli M. nie miał racji, jest coś, co mnie do chłopców z Realu i Barcelony jednak zbliża. W kontekście paraolimpiady. I ja, i oni mamy wszystkie kończyny. I jest to jedyny argument, dla którego przyjemniej się na nas patrzy. Oczywiście, że oglądalność PL2012 nie utrzymywałaby się na poziomie biegów Bolta. Bo ludzie z reguły nie chcą oglądać tego, co niepełne, niedoskonałe, ułomne, kalekie. Zwłaszcza, że żyjemy w czasach takiej chorej Sparty, w której już nie oko, a ciało jest zwierciadłem duszy. Przynajmniej w pojmowaniu ogółu.

Nie jest to jednak historyjka o tym, jak to powinno się kształtować wrażliwość społeczną poprzez pokazywanie wyścigów kolarskich zawodników z jedną nogą, czy transmitowanie dokonań niewidomych łuczników. Proponuję techniczne podejście do sprawy. Słowo zawodnik zawdzięcza pochodzenie słowu zawód i to własnie pojechali robić paraolimpijczycy do Londynu - uprawiać swój zawód. Odłóżmy na bok opowieści o odnajdywaniu sensu życia, powrotach do normalności, samozaparciu i dyscyplinie przywracającej psychiczną równowagę po amputacji kończyn. Zapomnijmy na chwilę o chęci pokazania światu, na co stać człowieka bez ręki, wstrzymajmy okrzyki zachwytu nad Pistoriusem. Reprezentanci Polski pojechali do Londynu uprawiać swoje zawody, dostają za to pieniądze, muszą pozyskać sponsorów, spać w Sheratonie pod groźbą grzywny... niekończąca się litania nie różniąca się praktycznie niczym od tej, którą należy odmówić na okoliczność normalnych igrzysk. Różnica może taka, że niepełnosprawni sportowcy przywożą więcej medali niż ci z parzystą ilością i rąk, i nóg.

Skoro już zostało ustalone, że sportowcy w szytych na miarę koszulkach z orzełkiem na piersi przebywają w Londynie w określonym celu, teraz należy zadać pytanie, co robi Telewizja Polska w ramach wykonywania swojego zawodu? Bo w ściśle określonych dokumentach jasno stoi, co telewizja powinna. Na przykład powinna rzetelnie informować widzów o przebiegu życia społecznego, udostępniać dobra kultury i sztuki. A czy sport nie jest dobrem kultury? Jest. I z pewnością społeczeństwo zostanie o dokonaniach w tej dziedzinie poinformowane w serwisie sportowym po głównym wydaniu Wiadomości. Wystarczy? Zdaniem osób podejmujących decyzje na najwyższym szczeblu tak. Tymczasem Summer Paralympic Games London 2012 transmitują telewizje: chińska, fińska, włoska, singapurska, nowozelandzka. Ich przebieg będzie można śledzić na brytyjskim kanale czwartym, japońskim NHK, hiszpańskim RTVE. Kto korzysta z dobrodziejstw platformy z dostępem do Channel4 ten może będzie miał szczęście obejrzeć choć część wspaniałego, zawodowego widowiska sportowego.

Nowa ramówka Telewizji Polskiej zostanie od września wzbogacona o nowe seriale. Będzie można śledzić losy blondynek, zakonnic, mnichów, klanów i lekarzy. Tam wszyscy mają kończyny na swoim miejscu. W przerwie między kolejnymi odcinkami zostanie pewnie wyemitowana jakaś wzruszająca kampania o bezpańskich psach i dzieciach chorych na mukowiscydozę. A paraolimpiada? Cóż. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Podobno.

3 komentarze:

  1. Nie wiem jak teraz jest z Eurosportem, ale wiem że zimowa paraolimpiada z Vancouver leciała na owym kanale. Co do zawodników ciekawy przypadek - Rafał Wilk, były żużlowiec, wychowanek Stali Rzeszów, odniósł parę lat temu kontuzję, która posadziła go na wózku. Teraz pojechał na paraolimpiadę jeździć na rowerkach ręcznych. Ciągnie przysłowiowego "Wilka" do lasu :) Jak się zacznie uprawiać sport, to nie można przestać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo! Podpisuję się pod Twoimi słowami wszelkimi kończynami, zwłaszcza, że niby wszystkie są na swoim miejscu. Też doszedłem do bolesnego wniosku, że TVP nawet nie zamierza zając się szerzej Paraolimpiadą, poza przechwałkami ile to medali zdobywają Polacy etc. Kiedy słuchałem, jak podawali wszelkie statystki związane z transmisją, byłem zdziwiony, że sami nie chcą ich podwyższyć. Szkoda. Widać, potrzebna jest specjalna, bo paratelewizyjna transmisja.

    Pozdrawiam,
    Michał

    P.S. Czy weryfikacja obrazkowa jest konieczna? Przyznam, że czasem płata figle. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. I stało się to, o czym pisałem :) http://www.sportowefakty.pl/londyn2012/308680/rafal-wilk-ze-zlotym-medalem-paraolimpiady

    OdpowiedzUsuń