niedziela, 6 czerwca 2010

Beauty fool

Zawsze właściwie chodzi o przyzwoitość. Wsiadamy do przedziału i mówimy "dzień dobry", bo tak zachowują się ludzie przyzwoici. Z tych samych względów nie trzaskamy drzwiami, nie dzwonimy do znajomych po dwudziestej drugiej, nie klniemy przy dzieciach i nie uprawiamy seksu w miejscach publicznych. Nie chodzi o konwenanse. Są tacy, którzy mają swój sposób na konwenanse i odpowiednie do zastosowania względem konwenansów czynności.

Chodzi o rodzaj przyzwoitości, który wynika bezpośrednio z interpretacji estetycznej. Estetyka jako korespondencja między autorem, procesem tworzenia, efektem tworzenia i widzem jest pewnym pomysłem na odbiór rzeczywistości. Codzienności.

I tak na co dzień mamy do czynienia z estetyką serwowania i spożywania pokarmów, estetyką bywania, pokazywania się. Estetyką ciała i przyodziewku. Estetyką słowa. Estetyką życia publicznego. Estetyką podróżowania. Bo dlaczego nie uczynić z życia sztuki? Dlaczego moje życie nie ma być okazją do interpretacji estetycznej?

"Nie będziemy jeść szynki na Guccim" mówi znany i lubiany, dolewając mi wina do - w połowie już pustego - kieliszka z rodzinnej kolekcji. I to zmusza mnie do myślenia o całym tym zamieszaniu. Nie będziemy jeść szynki na Guccim, chociaż szynka sama w sobie stanowi mistrzostwo kulinarne. Podobnie nie będziemy mieszać "La Isla Bonita" Madonny z kawałkami Metallicy w pubie w stylu londyńskim. Nie będziemy przyszywać cekinów do futra z norek i nie będziemy nosić glanów latem. Nie będziemy klaskać w samolocie, kiedy pilot szczęśliwie dotknie kołami pasa na lotnisku. Nie będziemy wrzeszczeć na częstotliwościach słyszalnych tylko przez psy i Supermana, kiedy zobaczymy przyjaciółkę po latach przerwy. Nie będziemy pić ciepłej wódki. Nie będziemy udawać, że bawimy się dobrze w klubach studenckich, w których króluje ultrafiolet, białe kozaczki i bluzki z cekinami układającymi się w D&G. Nie będziemy słuchać tyrad przedwyborczych o tym, że "najważniejsza, k*, jest zaprawa". Nie będziemy tolerować tłumaczeń, że Polskę nawiedziła powódź, bo bobry zbudowały żeremia.

Będziemy?

Estetyka codzienności polega na uczynieniu Abbey Road ze zwykłego przejścia dla pieszych, na którym krzyczy się "panie Darku".

5 komentarzy:

  1. Ja tam będę klaskać, jak pilot dobrze wyląduje. A co do innych, to pewnie i nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. To ze mnie kiepski esteta. Dzwonie do znajomych po 22, seks uprawiam w miejscach publicznych, czasami za głośno mówię o seksie. Nie specjalnie. Tak z podniecenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko to zakrawa o gwałt symboliczny. Jedni będą, inni nie... A o gustach podobno się nie dyskutuje ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie wiem co ludzie maja przeciwko klaskaniu w samolotach? kiedy idziemy do sklepu czy do restauracji mowimy 'dziekuje' i 'do widzenia', co jest wiec zlego w podziekowaniu pilotowi za to, ze posadzil bezpiecznie na ziemie ponad 200 osob? a ze nie mamy okazji zrobic tego osobiscie to klaszczemy, bardzo mily gest :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie powinno dyskutować się o wartościach arbitralnych. Kwestie gustu nie są arbitralnymi. Między innymi dlatego stają się przedmiotem wielu zażartych dyskusji.

    OdpowiedzUsuń